czwartek, 30 października 2008

Quito, miasto po srodku Ziemi



Park ... ulice ... domy ... samochody ... ludzie ... coraz blizej i blizej. Zdawaloby sie, ze gdybys chcial, moglbys dotknac sterczacych na dachach anten telewizyjnych. Odkad samolot rozpoczal podchodzenie do ladowania, domy i samochody zmienily rozmiar z pudelek zapalek na dosc niebezpiecznie pokazne. Niebezpiecznie dlatego, ze wyraznie przez okienko samolotu widac ludzi w samochodach, ale nie widac nigdzie sladu lotniska ani pasa startowego. W glowie rodza sie obrazy awaryjnego ladowania na autostradzie, posrod stojacych w korku aut ... juz, juz wydaje sie, ze ladujemy na dachu taksowki, gdy jakims cudem pojawia sie pas startowy i samolot bezpiecznie przywiera do ziemi. Witamy w Quito, witamy w Ekwadorze. Musze przyznac, ze ile w zyciu czlowiek przezyl startow i ladowan, tak to tutaj przeszlo wszystkie inne. Po raz pierwszy mialem stracha. Lotnisko w Quito nie jest pokaznych rozmiarow, ulokowane jest w srodku miasta i ladujace samoloty doslownie ocieraja sie o autobusy przemykajace pobliskimi ulicami i wiaduktami. Jesli ktos nie wie czego sie spodziewac, dreszczyk emocji gwarantowany.

Do stolicy Ekwadoru przemiescilismy sie po niecalym miesiacu podrozowania po Peru. W Peru wiedzialem, czego sie spodziewac. Szesc lat zmienilo troche, ale nie az tak duzo (nie liczac pojawienia sie McDonalda w Cuzco). Ekwador to zupelnie nowe terytorium. I trzeba przyznac, ze roznica pomiedzy Lima a Quito jest kolosalna. Quito wydaje sie tak bardzo europejskie, ze to az szokuje (przynajmniej jesli chodzi o Centro Historico, czyli stare miasto). Jest jakby jednym z hiszpanskich miast. Ruch uliczny jest uporzadkowany. Kierowcy stosuja sie do sygnalizacji swietlnej, ba nawet zdarzylo sie, ze ustapili nam pierwszenstwa na pasach. Samochody nie sa poobijane i pelne lat, sa nowoczesniejsze i czystsze. Ulice sa czyste, jest nawet prawdziwa miejska komunikacja autobusowa z przystankami. Tego w Limie nie ma. Wydawaloby sie, ze Ekwador jest bogatszy niz Peru, co po sprawdzeniu PKP na osobe okazuje sie nieprawda. Roznica musi wiec lezec w rozmiarze miasta. Quito jest bowiem jakies cztery razy mniejsze od Limy. Mniej ludzi, mniej smieci itd. Wniosek jest wiec jeden, mniejsze miasta sa sympatyczniejsze. Jak bedzie wygladac reszta Ekwadoru zobaczymy.











Nasz czas w Quito dzielilismy pomiedzy nowsza czesc miasta - Mariscal Sucre, gdzie miesci sie wiele knajpek i hoteli, i stare miasto, pelne kolonialnych budynkow, kosciolow i mieszczace w sobie nasz hotelik. Co od razu warto tu nadmienic to przepiekny kosciol La Compania, ktorego budowe rozpoczeli Jezuici w 1605 roku. . Z zewnatrz podobny do wielu kolonialnych budynkow sakralnych, od wewnatrz wywoluje glosy zachwytu. Cala swiatynia wylozona jest bowiem zlotem. Do tej pory wydawalo nam sie, ze to przesada i nie przepadalismy za nadmiarem zlota w kosciolach. W tym jednak w jakis sposob wszystko wspolgralo i musimy przyznac, ze jest to jeden z najpiekniejszych kosciolow na swiecie, a na pewno w Ameryce Lacinskiej. Niestety zdjecia mozna bylo robic tylko na zewnatrz. Ktokolwiek bedzie w Quito, prosze, niech nie opuszcza miasta bez wejscia do La Companii.





Mariscal jest bardziej turystyczny w sensie, ze miesci w sobie wiele agencji podrozy i sporo "miedzynarodowych" restauracji, przez co rozumiem to, ze celuja w zachodniego klienta. Miasto polozone jest w dolinie otoczonej zielonymi wzgorzami i wulkanami. Mozna sie oczywiscie na nie wdrapac, na niektore wjechac taksowka lub tez jedna z nowszych atrakcji miasta - linowa kolejka Teleferico. My skorzystalismy z dwoch ostatnich opcji. Mianowicie na pokladzie taksowki przmiescilismy sie na szczyt wzgorza El Panecillo, ktore widoczne jest praktycznie z kazdego miejsca na starym miescie. Co je wyroznia sposrod innych otaczajacych miasto to ogromna figura Matki Boskiej spogladajacej na Quito i majacej je w swojej opiece. Cos na wzor Chrystusa z wzgorzem Corcovado w Rio de Janeiro. W Rio sceneria warta jest kazdych pieniedzy, w Quito jest po prostu pieknie. Roztacza sie widok na cale miasto i dopiero z wysokosci widac, ze jest ono niesamowicie rozlozyste. Wypelnia cala doline konczac sie tam, gdzie nasze pole widzenia. Z jednej i drugiej strony. Naprawde warto zainwestowac w taxi i spojrzec na metropolie spod stop Virgen de Quito. Ze wzgledu na wysokosc i troske o wlasna i Wasza skore nie polecam wspinaczki na piechote.











Teleferico to kolejka linowa, ktora zabierze Cie jeszcze wyzej, na szczyt o nazwie Cruz Loma, w masywie wulkanu Pichincha. Wysokosc 4100m sprawia, ze spaceruje sie tu powoli, a widok na miasto zapiera dech w piersiach. I moze tylko troche ma sie wrazenie, ze spogladajac spod stop Madonny widzi sie dokladniej a to po prostu dlatego, ze jest blizej i nizej. Jesli chodzi jednak o widok panoramiczny na Quito, Teleferico to dobry pomysl. Co ja tu wlasciwie gadam, jasne, ze to dobry pomysl. Podstawowa zasada podrozowania jest przeciez to, zeby zobaczyc jak najwiecej i z jak najrozniejszej perspektywy. Tak wiec i Virgen i Teleferico to punkty godne odwiedzenia w stolicy Ekwadoru.





Caly czas przychodzi mi na mysl to wrazenie, jak bardzo europejsko wszystko tu wyglada. Pomijajac oczywiscie okoliczne wulkany i ich erupcje (ostatnia chyba w 1999 roku). Mozna takze wspomniec, ze nie ma w Ekwadorze lokalnej waluty, a obowiazuje tu dolar amerykanski (o ile dobrze pamietam to od 2000 roku, moze ma to cos wspolnego z ta erupcja, a moze nie;)). Ciekawe jest, ze banknoty sa "made in USA", ale monety sa juz i ekwadorskie i amerykanskie. Ot taki eksperyment finansowy. Nasz pobyt opieral sie wiec na chlonieciu tej atmosfery kolonialnych budyneczkow starego miasta i laczenia tego z "zachodnia wersja" restauracji i kawiarni w Mariscal Sucre. Dodatkowo pogoda nie spisywala sie tak jak powinna, bylo deszczowo i nie mozna powiedziec, zeby szorty sie przydawaly. Bylismy jednak dobrej mysli liczac na progres i fakt, ze im dalej na polnoc bedziemy sie udawac tym bedzie cieplej.

Wspominajac o stronach swiata, nie sposob zapomniec o jednej z podstawowych atrakcji Ekwadoru i Quito, mianowicie od polozenia na rowniku, a dokladniej w jego niedalekiej odleglosci. Pod Quito znajduje sie male miasteczko o wdziecznej nazwie Mitad del Mundo, ulokowane dokladnie na rowniku. Sa tu dwa muzea zwiazane z ta lokalizacja. Jedno oficjalne, z wielkim pomnikiem i linia symbolizujaca dzielacy na ziemie na dwie polkule rownik ...., ktory jesli zmierzyc to wszystko GPSem lezy jakies kilkaset metrow dalej. I tu wchodzimy na teren drugiego, mniej oficjalnego muzeum, szczycacego sie faktem, ze to wlasnie przez jego tereny przechodzi ten prawdziwy, gpsowy rownik. I to muzeum jest duzo bardziej ciekawe, bardziej interaktywne. Z tej prostej przyczyny, ze mozna zobaczyc na wlasne oczy i zrobic takie rzeczy, ktore dzieja sie tylko na rowniku. O czym mowa? A na przyklad o tym, ze po polnocnej stronie woda w zlewie, splywajac kreci sie w lewo, na poludniowej w prawo a w zlewie ustawionym dokladnie na rowniku wali prosto w dol, nie krecac sie w ogole. Na rowniku duzo latwiej jest tez ustawic surowe jajko na glowce gwozdzia - sprawdzilismy empirycznie. Czy mozna to zrobic na przyklad w Warszawie? Sprawdzcie i dajcie znac:) Ogolnie nie wiem, czy wierzyc przewodnikowi Lonely Planet, ktory wspomina o troche naciaganych teoriach przedstawianych w tym muzeum, czy reprezentantom tegoz, ale jedno jest pewne, zabawa w ustawianie jajka i takie tam byla przednia, a samo muzeum jest warte odwiedzenia.













Quito niewatpliwie nalezy do tych nielicznych reprezentantow swiatowych stolic, ktore bedziemy bardzo milo wspominac. I nie chodzi tu tylko o przepyszny stek filet mignon:) Cala atmosfera sprawia, ze to miasto mozna po prostu lubic i milo spedza sie tu czas. Jednak biorac pod uwage fakt, ze Ekwador to nie tylko stolica, musielismy ruszyc dalej. I nie mozna wyobrazic sobie lepszej odmiany, niz zmiana miejskiej scenerii na dzikie, wiecznie zielone tereny ekwadorskiej czesci dzungli amazonskiej. Na kilka dni opuscilismy cywilizacje i udalismy sie wglab parku narodowego Cuyabeno.

Brak komentarzy: