No i generalnie po filmach juz zasypialismy bo i ogladalismy je lezac w lozku :) Tacy bylismy rozrywkowi i chetni do nocnego balowania. Na szczescie akurat trafilismy na dosc spokojny okres w historii Montanity, gdyz nie bylo slychac zadnych glosnych imprez, ktore bysmy omineli. Prawdopodobnie poniewaz, jak juz wspomnialem przyjezdnych w miasteczku bylo niewielu.
Kilka dni uplynelo nam wlasnie w tej slodkiej monotonii. Wypoczeci, zrelaksowani i gotowi postanowilismy zmienic wioskowa atmosfere na ta oferowana przez Guayaquil, najwieksze miasto Ekwadoru.
Nie mielismy juz wiele czasu, a i Guayaquil nie ma za wiele do zaoferowania. Zostalismy tam na jedna noc (slabo przespana z powodu sasiedztwa dwoch podejrzanych i niezmiernie glosnych klubow salsy oraz atakujacych komarow), ale wystarczylo nam to, aby poznac glowne atrakcje miasta. Otoz lezy ono nad rzeka o tej samej nazwie, tuz przed jej ujsciem do Pacyfiku. Jest wiec miastem portowym. Jego chluba i chwala jest Malecon 2000, czyli nadrzeczna promenada, zbudowana podobno znacznym kosztem. Rozciaga sie na dlugosci 2.5 kilometra i miesci w sobie centrum handlowe, restauracyjki, ba nawet zieloniutki i zadbany park, stylizowany na roslinnosc tropikalna (baardzo przyjemny) oraz kino IMAX. No i jest samym w sobie doskonalym miejscem do spacerowania. W zasadzie to prawie jedynym w Guayaquil, gdyz poza Maleconem, glowna ulica, ktora jest jednym wielkim centrum handlowym (glownie pralki i telewizory) i dzielnica Las Peñas, o ktorej za chwile, nie ma tam gdzie chodzic.
W tym momencie porownalem sobie to z naszym skromnym nadwislanskim nadbrzerzem i wlos sie zjerzyl na glowie. My, europejska potega z dostepem do funduszy z EU nie potrafimny wziac sie do roboty i uregulowac w koncu warszawskich brzegow Wisly. Nie wspominajac juz o Porcie Praskim. Czy moze ktos w koncu sie wziac do roboty w tym ratuszu i sprawic zeby cos sie w tej sprawie ruszylo. Haniu GW! Do dziela! Juz nawet biedne panstwa Ameryki Poludniowej sa przed nami. I gdzie ta druga Japonia?
Ale wracajac do ekwadorskich atrakcji. Po lekkim trudzie przeciskania sie przez ulice miasta warto doczlapac sie do Parque Bolivar, ktory jest o tyle nietypowy, ze pelny ... iguan, niekiedy wielkosci prawdopodobnie nie duzo mniejszych od warana z Komodo. W granicach tego malego skwerku przechadzaja sie po sciazkach, chodnikach, siedza na galeziach. Sa wszedzie. Jakby na to nie patrzec nie znam drugiego takiego miejsca na swiecie, dlatego tez fanow jaszczurow i Jurassic Park zapraszamy do Guayaquil.
Jest tu jeszcze jedno miejsce, ktore mozna polecic - Las Peñas. To osiedle, odmalowanych budynkow lezy na polnoc od Maleconu i malowniczo oblepia wzgorze. Szczerze mowiac, z daleka wyglada jak favela w Rio, ale z bliska juz duzo, duzo lepiej. Pelno tam galerii i innego rodzaju kulturalnych instytucji, a wdrapanie sie na gore gwarantuje ciekawy widok na rzeke i miasto. Ot taka kolejna atrakcja dla spacerowiczow.
Nasz pobyt w Guayaquil minal nam wiec szybko i sprawnie, tak wiec moglismy ze spokojnym sercem udac sie w droge "powrotna" do Quito, skad czekal nas lot do Kolumbii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz