niedziela, 16 listopada 2008
Troche Karaibow, czyli Taganga i przygoda z nurkowaniem
Pewno slyszeliscie juz jak marudzilem na temat wiosenno-jesiennych warunkow atmosferycznych, ktore przesladowaly nas przez wiekszosc pobytu w Peru i Ekwadorze. Nie zebym az tak narzekal, bo przeciez od zimy ucieklismy juz dawno temu i od stycznia tak naprawde dupska nam nie zmrozilo (pozdrawiamy tych co zmagaja sie z listopadowa pogoda). No wiec ku naszej radosci, w Kolumbii temperatury okazaly sie wyzsze. W Bogocie czuc jeszcze bylo przesladujace nas prady peruwiansko-ekwadorskie, ale dzieki magicznemu pojazdowi zwanemu autobusem, przenieslismy sie z centralnych wyzyn nad kolumbijskie wybrzeze, obmywane przez nic innego jak fale Morza Karaibskiego. Karaiby wszedzie maja to do siebie, ze w wiekszosci celuja w osoby z grubszym niz nasz portfelem. Dlatego tez udalismy sie do mniej wyfiokowanej miejscowosci, a mianowicie polozonej niedaleko Santa Marty, wioski Taganga. Wychodzac z autobusu uderzyla w nas wilgotnosc i ciepeeeelko, ahh ciepelko. Krotki dojazd do Tagangi i ulokowalismy sie w jednym z hotelikow polozonych tuz na plazy. Zauroczyly nas wygodniutkie lezako-lozka, na ktorych mozna sie bylo wygrzewac i korzystac z kapieli slonecznych. Ot odrobina luksusu za bardzo umiarkowana cene.
Plaza w Tagandze nie nalezala do tych, jakie znamy z pocztowek ilustrujacych morze karaibskie. Nie bylo bialego piasku, a co za tym idzie woda tracila swoj szmaragdowy kolor. Bylo jednak cieplutko, ba nawet goraco, woda byla mokra no i w knajpkach braly swieze rybki. Przez cztery dni zapomnielismy o wojazach i koncentrowalismy sie na kolejnych stronach naszych ksiazek i na grze w kanaste oczywiscie. W przerwach zwiedzalismy gastronimiczna scene Tagangi. I tak plynelo zycie.
Co ciekawe wiecej bylo tu turystow kolumbijskich niz bialasow z naszych okolic. Sprawialo to wrazenie, ze trafilismy nie w jakies wyizolowane miejsce, ale takie, ktore nalezy do naturalnego wakacyjnego srodowiska Kolumbijczykow. Na pewno nie jest to jak Varadero na Kubie, gdzie zwykly czlowiek nie ma prawa wstepu. Co to to nie. Taganga, zwlaszcza w weekend kipila zyciem, nawet troche za bardzo. W kazdej knajpce salsa ulatniala sie z glosnikow w natezeniu cos jakby przypominajacym startujacego Boeinga, uliczki pelne byly sprzedawcow arep (takie placki kukurydziane z wybranym przez konsumenta nadzieniem), lodow lub tez po prostu piwa. Mimo calego tego zgielku i tak nie da sie tego porownac z pieklem Leby w sezonie. Raz sprobowalismy od tego uciec wsiadajac na lodeczke w droge na polozona nieopodal Playa Grande, ale tam znalezlismy sie w podobnej scenerii, tylko ze bez naszych luksusowych lezanek:)
Kto chce jednak uciec od tego calego zgielku, moze uciec w swiat podwodny, gdzie ryby nie tancza salsy, nic nie sprzedaja, nie kupuja i gdzie panuje cisza i spokoj. Taganga to jedno z najtanszych miejsc na swiecie, gdzie mozna sprobowac swoich sil w nurkowaniu, zrobic kurs PADI itd. My przymierzalismy sie juz do tego kilkakrotnie. Najpierw w Tajlandii, pozniej na Fiji. Tam jakos nie wyszlo. Dlatego tez, biorac pod uwage, ze za wiele okazji w czasie tej podrozy juz miec nie bedziemy, zdecydowalismy sie zanurzyc wlasnie w karaibskie wody Tagangi. Skorzystalismy z oferty minikursu, czyli po prostu zapoznania sie z nurkowaniem. W cenie bylo przedstawienie nam podstawowych zasad bezpieczenstwa itd. oraz dwa zanurzenia, na glebokosc 6 i 12 metrow. Jesli to doswiadczenie mialo na celu sprawdzenie, czy nurkowanie to sport dla nas, to ja zdecydowanie mowie Yes, Yes, Yes. Bylo niesamowicie, o wiele, wiele przewyzszajac plywanie z sama rurka. To na co sie patrzy z powierzchni bawiac sie w snorkelling, tu mozna dotkac, podplynac i spojrzec w gore na uciekajace w kierunku powierzchni babelki powietrza. Nurkowanie to spokoj, cisza i piekno podwodnego swiata. Rafa koralowa w miejscu, gdzie plywalismy byla troche ubozsza od tej na przyklad na Fiji, ale i tak bylo swietnie. Nie pozostaje mi teraz nic innego tylko zrobic kurs, otrzymac certyfikat i ruszyc w poszukiwaniu najlepszych raf na swiecie. Moze i poplywac z rekinami:) kto wie.
Czas w Tagandze minal nam szybko i sprawnie. Wygrzalismy sie, wyleniuchowalismy, skonczylismy ksiazki i wypoczelismy. W sam na ruszenie w nowe miejsce. Jak pomyslelismy tak i zrobilismy, ruszajac wzdluz wybrzeza do portowego miasta Cartagena.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz