środa, 8 października 2008

Ameryka, ta od strony polnocnej



"Ameryka, gwiazdzisty sztandar, czujesz klimat, na pewno tak" tak spiewa Muniek z T-Love. Moznaby przytaczac jeszcze inne cytaty, ale moze lepiej sprawdzic to na wlasnej skorze. Nasza przygode z Ameryka juz troche opisywalismy. Epizod na polu golfowym moze lepiej zapomniec, chociaz wdziecznosc sie nalezy, bo bez niego nie byloby tej dalszej czesci. Naszymi dziejami z Kalifornii jakos sie nie dzielilismy, bo i nie bylo za bardzo czym sie chwalic. Zreszta tym razem, juz z rodzina, odbylismy podobna podroz, prawie ta sama trasa i juz jako rasowi turysci zwiedzalismy glowne atrakcje, wiec jest o czym pisac.

No ale po kolei.

NEW YORK CITY

Najpierw byl Nowy Jork. Miasto, do ktorego oboje mamy bardzo cieply stosunek, zeby nie powiedziec sentyment. Jedni powiedza, betonowa dzungla, smog, miliony mieszkancow, kazdy z nich spieszacy sie w inna strone i drzewa tylko w Central Parku. I ogolnie rzecz biorac to wszystko prawda, ale jest tu cos wiecej. Duzo wiecej. Nowy Jork to miasto z dusza, a wlasciwie milionami dusz, pochodzacymi chyba z kazdego mozliwego miejsca na swiecie. Nie ma za wielu metropolii na swiecie, w ktorej przemieszczajac sie z dzielnicy do dzielnicy ma sie wrazenie, jakby przekraczalo sie granice krajow i kultur. W Nowym Jorku mozna odbyc podroz dookola swiata zmieniajac poszczegolne czesci Brooklynu na Queens i Manhattan. Tu Jamajka i Karaiby, tam Ameryka Centralna i Poludniowa, za rogiem juz Azja, a pare ulic dalej znajdziesz sie w Europie, do wyboru Polska, Rosja... Cala rodzinka mieszkalismy na Brooklynie w okolicy karaibskiej, ale wystarczylo przejsc kilka ulic i nagle nie bylo dookola ciebie czarnoskorych, a ich miejsce zajeli pejsaci chasydzi. NYC to niewyobrazalny tygiel kulturowy, miejsce, gdzie nikogo nie dziwia najdziwniejsze ubiory, czy zachowania. Gdzie na ulicy slychac dziesiatki roznych jezykow i gdzie kazda grupa etniczna i narodowsciowa tworzy sobie namiastke domu. Ahhh ten Greenpoint z polskimi restauracjami, sklepami, polska wedlina. Po paru miesiacach czlowiek naprawde sie cieszy jak ma okazje zjesc kaszanke, czy peto podwawelskiej.





Manhattan, z kolei, to ta prawdziwa betonowa dzungla. I ona ma swoj urok. Wiezowce, na kazdym kroku siegajace chmur, zolte taksowki, tlumy ludzi prawie biegajacych po chodnikach, to atmosfera iscie manhatanska. Bo to centrum konsumpcjonizmu, z wydawaloby sie milionami sklepow, tych drogich przy Piatej Alei i tych tanszych, tych wiekszych i tych mniejszych. Nowy Jork to centrum zakupow i kazdy znajdzie tu cos dla siebie. To takze centrum artystyczne z wspanialymi muzeami MET i MoMa. A jak ktos chce uciec od tego calego zgielku, znajdzie wytchnienie w zielonej oazie Central Parku. My jak prawdziwi turysci, wjechalismy na 88 pietro Empire State Building, przeszlismy Brooklyn Bridge, chodzilismy po poszczegolnych czesciach Manhattanu, a takze wybralismy sie promem na Liberty Island, aby z bliska przyjrzec sie zielonej Statule Wolnosci. Nowy Jork to miasto magiczne i chyba lepiej jego atmosfere oddaja zdjecia niz slowa. My juz nie mozemy sie doczekac jak przyjedziemy tu znowu. Do grudnia nie daleko.















CALIFORNIA

Wschodnie wybrzeze i "ograniczona" wiezowcami widocznosc Nowego Jorku po tygodniu zamienilismy na ciepla i sloneczna atmosfere zachodniego wybrzeza i Kalifornii.
Z samolotu wysiedlismy w Oakland, miescie rzut beretem od San Francisco i jak sie okazalo Berkeley. Tu zrobilismy sobie nasza baze noclegowa. Cala rodzinka zaladowalismy sie do pojemnego minivana marki Chrysler, ktory to stal sie naszym srodkiem transportu przez nastepne dziewiec dni. Ameryka to kraj samochodow i przezyc w niej bez jest ciezko (no moze poza NYC, gdzie samochod tylko przeszkadza). W Kalifornii znacznie nam zycie ulatwial. Glownym naszym celem na poczatek bylo "gorzyste" miasto Sw. Franciszka. Miasto znane z dziesiatkow filmow, nie za duze, nie za male, z wiecznie wiosenna pogoda jest bardzo przyjemne. Wydaje sie, ze to jedno z milszych miast do zycia. Przynajmniej ja moglbym tam mieszkac. Jedynie te strome ulice wydaja sie byc mordercze. Bo jeszcze z gorki to daj Boze, ale zeby miec codziennie do domu pod gore to juz nie wiem. W zamian dostaje sie jednak piekne widoki, ciekawa architekture no i zatoke. Zatoke, ktora przecina slawny Golden Gate Bridge i ktora obmywa wodami wyspe Alcatraz. San Francisco urzeka, nie ma znaczenia, czy spaceruje sie wzdluz zatoki, w Fishermans Wharf, jedzie zabytkowym tramwajem, ktorego linie przecinaja miasto wzdluz i wszerz, spaceruje po centrum, czy tez po prostu spedza czas w jednej z wydawaloby sie milionow knajpek i kawiarni. My oczywiscie zaliczylismy chyba wszystkie atrakcje, ktore miasto mialo nam do zaoferowania. Jechalismy po najbardziej kretej ulicy swiata, chociaz szczerze powiedziawszy tradycyjne "ulice SF" swoja stromizna robia na mnie wieksze wrazenie. Przejechalismy sie Golden Gate Bridge, a takze podziwialismy go z bezpiecznej odleglosci. Empirycznie sprawdzilismy jak czas spedzali Al Capone i reszta w chyba najslawniejszym wiezieniu swiata - Alcatraz. Stara wojskowa twierdza, opuszczona juz od lat robi wrazenie. "Klatki" sa, spacerniak troche sie juz sypie, ale atmosfere, w ktora zli tego swiata chcieli jak najszybciej zamienic na inna, da sie poczuc. No i ta bliskosc miasta, fakt, ze woda niosla ze soba odlglosy wolnosci, to musialo dawac sie we znaki nie mniej niz widok na kraty.
Coz, San Francisco, oprocz NYC mozna zaliczyc do kolejnych amerykanskich miast, gdzie moznaby sie zadomowic. :)















W odleglosci okolo godziny jazdy samochodem z miasta znajduja sie jedne z bardziej znanych dolin winiarskich Kalifornii - Napa i Sonoma Valley. Napa wydaje sie troche bardziej skomercjalizowana i na pewno lepiej rozpropagowana od sasiedniej Sonomy. Ale nam duzo bardziej do gustu od winiarni Francisa Forda Coppoli, Roberta Mondavi i innych z Napy, przypadly kameralne winnice Sonomy. Nie polozone centralnie przy drodze szybkiego ruchu sprawiaja wrazenie mniej przemyslowych. No i winogrona lapia troche mniej olowiu:) Tak czy inaczej i tu i tu warto sie wybrac i sprobowac chociaz paru win. Jak juz sie dotarlo do Kaliforni, trzeba. I tak tez uczynilismy.







Z Okland, studenckiego Berkeley i San Fran ruszylismy Highway 1 na poludnie w kierunku LA. Po drodze przystanelismy na jedna noc w Santa Cruz, gdzie wrocilismy po paru miesiacach, zeby zobaczyc co takiego sie zmienilo w miasteczku, ktore nie chcialo nam dac pracy. Dalej zaliczalismy przemile miesciny jak Monterey, gdzie natknelismy sie akurat na parade starych amerykanskich samochodow. Tylu Camaro i Mustangow w zyciu nie daloby sie spotkac w jednym miejscu. No ale Kalifornia to chyba stan takich aut, bo mozna je tu spotkac praktycznie na kazdym kroku. Szczegolnie w nadmorskich miejscowosciach.





Obok Monterey zwiedzilismy Carmel by the Sea, prawdziwie eksluzywne miasto, ktorego rezydentem i bylym burmistrzem jest miedzy innymi ex Brudny Harry, Clint Eastwood. Niezle miejsce sobie znalazl po "ucieczce z Alcatraz". Carmel to miasto pieknych domow za miliony dolarow, cudownych widokow i przemilych plaz. Nie bede juz wspominal, ze daloby sie tu mieszkac. Oj daloby sie.





Opuszczajac Carmel zachaczylismy jeszcze o Pacific Grove, trzecie z okolicznej trylogii miasteczek. Troche mniej ekskluzywne, ale z polozona tuz obok droga "17 mile drive", ciagnaca sie wzdluz wybrzeza i goszczaca chyba jeszcze drozsze niz Carmel rezydencje, pola golfowe i prywatne kluby. American way of life:) Oprocz tego wrazenie urozmaicaja :) bajeczne widoki, spotegowane w niektorych miejscach przez mistyczna mgle.





Zblizajac sie do Miasta Aniolow noclegowalismy sie jeszcze pod Santa Barbara, ktorej rowniez nie pominelismy. "Basia" jest kolejnym z wielu mist kalifornijskiego wybrzeza, ktore upodobali sobie bogaci tego swiata. I nie ma sie im co dziwic. Palmy wzdluz plaz, piekna architektura, restauracje, kawiarnie, sklepy... a wszystko zaczelo sie od malej katolickiej misji. Kto by pomyslal. Nie natknelismy sie na slady starego tasiemca telewizyjnego, ktory nazwe swa wzial od tego miejsca, ale wierzymy, ze dzialo sie tu wiele:) Santa Barbara to kolejne z wielu miast do zycia na swiecie:) Nie wierzycie? Uwierzcie na slowo:)







I tak dojechalismy do Los Angeles, gdzie postanowilismy zrobic szybka i oszalamiajaca kariere filmowa. Sprawy sa w toku, moze niedlugo wprowadzimy sie do jednej z willi w Beverly Hills. Musze tu jednak powiedziec, ze samo LA nie jest miastem do zycia dla nas:) Owszem dzielnice jak Bel Air, czy wlasnie Beverly Hills oszalamiaja, domy przy Mullholand Drive tez sa niczego sobie, ale samo LA jest wielkim miastem, ktore malo ma ze swojego filmowego wizerunku. Hollywood, to nie jest najbogatsza dzielnica i ogolnie specjalna nie jest. Hollywood Drive z Kodak Theatre, gdzie rozdaja co roku Oscary, gwiazdami na chodniku i odciskami stop i dloni gwiazd pod Chinese Theater to ogolnie nieciekawa ulica, chociaz fajnie jest to wszystko zobaczyc. Do tej pory widzialo sie to wszystko na filmach, w telewizji, czy gazetach. A tu sobie czlowiek teraz sam moze pospacerowac, sprawdzic czy ma wieksza dlon od Toma Hanksa i innych "wielkich" tego swiata. Przejazdzka po domach gwiazd tez jest ciekawym spedzeniem czasu, chociaz w wiekszosci sa to dwory polozone za wielkimi murami, za niedostepnymi prywatnymi drogami itd. Jedynie Nicolas Cage sie nie boi i jego dom stoi tuz przy drodze w Bel Air.











W LA nie ma ogolnie za wiele do robienia. Nam osobiscie najbardziej przypadly jednak do gustu wozyty w studiach filmowych Warner Brothers i Universal. O ile WB to bardziej powazna, dwugodzinna przejazdzka po zakamarkach i tajemnicach swiata filmowego, Universal to caly park rozrywki z rollercoasterem Jurassic Park czy Zemsta Mumii. W Universal Studios takze jest wycieczka po studiach, ale bardziej "rozrywkowa". Pokaza Ci jak woda zalewa imitacje meksykanskiego misteczka, jak tworzy sie zludzenie tonacego statku, zaatakuje Cie rekin ze "Szczek", czy dadza Ci prezyc trzesienie ziemi na stacji metra. I to wszystko frajda, ale najciekawsza chyba byla mozliwosc zobaczenia planu z "Wojny Swiatow" S. Spielberga - po katastrofie samolotu i nieoceniona dla fanow serialu "Desperate Housewives" przejazdzka po Wisteria Lane. Niestety tylko przejazdzka. To ma do zaoferowania Universal.











Studia Warner Brothers to jak wspomnialem bardziej autentyczne doznanie, a to dlatego, ze ma sie mozliwosc pospacerowania po prawdziwych planach filmowych, a nie tylko obejrzenia wszystkiego z pokladu tramwaiku. W WB zwiedza sie muzeum, gdzie sa ciekawe eksponaty z roznych filmow, od ubrania Jamesa Deana po stroj Batmana i Batmobil nie wspominajac o calym pietrze poswieconym Harry`emu Potterowi. Przewodnik opowiada o roznych sekretach, jak podczas wizyty w niby chicagowskim szpitalu znanym z serialu "E.R". Juz wiemy jak stworzyc deszczowa i ponura atmosfere Chicago w pustynnym i slonecznym LA. Przechadzasz sie po prawdziwym miasteczku z domami, kawiarniami itd., ktore sluzy za plan dzisiatkow roznych seriali i filmow. I tak od lat, ciagle te same domy:) Na nas jednak, jako na wiernych i fanatycznych wrecz fanach serialu "Przyjaciele" najwieksze wrazenie zrobila wizyta w kawiarni "Central Perk" . Kto zna ten wie i nie bede sie tu rozwodzil na ten temat. Mozliwosc posadzenia swoich czterech liter na slawnej kawiarnianej kanapie warta byla calych 45USD wydanych na bilet. Ot co znaczy magia kina.









I tak zakonczylismy sprawozdanie z nowojorsko-kalifornijskiej czesci wyprawy. Tak jak wspomnialem wczesniej, w LA rozstalismy sie z rodzinka, by zjednoczyc sie znowu w Peru, zaczynajac jednoczesnie nasza paromiesieczna przygode z Ameryka Lacinska.

C.D.N.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Szkoda Ci kasy na fryzjera, Majku?

Machala

Ps. Ladnie piszesz znow. Dziekujemy.

Dookola Świata 2008 pisze...

Hej Kasiu,
Dzieki za komentarz. Widze, ze sledzisz, chwali sie. A co do fryzjera to, hmmm, gdzie mnie tak dobrze ostrzyga jak nie w Bialym? Mialem rozne plany co do mojej fryzury, ale ostatecznie pod wpl ywem zony postanowilem pojsc w ekstreme i nie zawitac do golarza przez caly rok :) Prawie dziesiec miesiecy juz wytrzymalem :) A tak w ogole to rozumiem, ze radzisz mi sie zgolic:)) Pozdrawiam