poniedziałek, 27 października 2008

Nazca - kosmici, czy tez jednak nie



Dluuga droga za nami. Z Boliwii wyjechalismy o 9 rano, aby po trzech godzinach dotrzec do Puno. Tam, po krotkiej przerwie na lunch, wsiedlismy w lokalny, czytaj zatrzymujacy sie na kazdym rogu i na kazde wezwanie, autobus do Arequipy. Dotarlismy tam pod wieczor w sama pore na kolacje. Po kolacji wsiedlismy w kolejny autobus, ktory przez noc wiozl nas o swicie do tej malej pustynnej miesciny, o ktorej nikt by zapewne nie pamietal, gdyby nie pewna niemiecka pani profesor, ktora odkryla w poblizu tajemnicze linie. Linie Nazca. Gdy wszystko nabralo rozmachu i rozglosu, Nazca stala sie istotnym punktem na turystycznej mapie Peru.

A o co tyle halasu? Otoz na polozonej niedaleko wybrzeza pustynnej plaszczyznie odkryto linie, ktore gdy patrzy sie na nie z powierzchni ziemi, nie przypominaja nic konkretnego. Cala sztuka to spojrzec na nie z wysokosci. Gdy tylko wzniesiemy sie w powietrze, pozornie nic nie znaczace rysy w ziemi przeobrazaja sie w malpe, wieloryba, kondora, kolibra, psa, pajaka, drzewo, czy postac przypominajaca czlowieka, lub jak niektorzy lubia mowic astronaute. Jak doszlo do powstania tych linii? Teorii jest tak wiele jak uczonych i mniej uczonych fanatykow. Przewaza logiczne wyjasnienie, ze to lud kultury Nazca stworzyl te przedziwne malowidla. Ciezko jest jednak odpowiedziec na pytanie po co. Czy jak mowia niektorzy, w tym czolowy fantasta globu Erich von Daniken, byly to dziela stworzone dla kosmitow? W koncu setki lat temu nikt nie latal sobie nad pustynia w awionetkach. A moze w ogole to nie ludzie, ale wlasnie "astronauci" wyryli w podlozu te wzory, zostawiajac takze swoj autoportret. Ciezko sie zdecydowac. Pewnie nigdy na sto procent nie uda sie wyjasnic jak to wsyzstko powstalo. No chyba ze "zieloni" wkurzeni nasza ignorancja znowu sie tu zjawia i wyprostuja wszystkie teorie od razu.

Jedno jest pewne, linie Nazca to ciekawy przystanek i odskocznia od tych wszystkich ruin, kolonialnej zabudowy i kosciolow. To cos innego, cos czego nie ma w zadnym innymn kraju na swiecie. I my postanowilismy na wlasne oczy przekonac sie jak to sie wszystko prezentuje. Przesiedlismy sie z autobusu do taksowki i udalismy sie prosto na miejscowe lotnisko. Tam po pewnych targach i przetargach udalo nam sie zdobyc dwa miejsca w czteroosobowej awionetce marki cesna. Na pokladzie tego stalowego ptaka wznieslismy sie ponad ziemie i po kilku minutach naszym oczom zaczely ukazywac sie kolejne figury. Jest ich tam sporo. Ogolnie caly plaskowyz poryty jest chyba milionami linii i trzeba dokladnie wiedziec, gdzie patrzyc, aby dojrzec kryjace sie wsrod nich dziela. Oczywiscie pan pilot dokladnie wskazywal gdzie patrzec. Mial wprawe. Mnie osobiscie najbardziej do gusty przypadl "astronauta", wyraznie widoczny ludzik stworzony na boku wzgorza, machajacy do fotografujacych go turystow. A moze do kogos innego? :) Po czterdziestu minutach lotu, wrocilismy na ziemie. Jesli ktos sie tam wybiera i wrazliwy jest na tzw. problem lokomocyjny, niech wstrzyma sie od posilkow przed lotem. Oszczedzi sobie i wspoltowarzyszom, a takze paniom pielegniarkom na lotnisku nieprzyjemnych problemow. :)



Czy to czlowiek czy...



... moze wieloryb



... a moze kosmita?



...no czlowiek zdecydowanie pochodzi od malpy



...takich duzych pajakow to nie chcemy



...kolibry tez sa troche mniejsze w rzeczywistosci



...a tu brakuje jednego palca. Trudno:)

Po tym wszystkim spedzilismy jeszce pare godzin w miescince, sporzywajac obiad i bez wiekszej debaty ruszylismy w dalsza droge do Limy, gdzie poznym wieczorem znowu korzystalismy z przemilej gosciny Asi Bossowskiej.

Asiu, Willer, jesli bedziecie kiedykolwiek chcieli zatrzymac sie w Warszawie ... mi casa es su casa! :)

Brak komentarzy: