poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Ameryka, czyli nadal problemy z lacznoscia

Witajcie,

Jestesmy juz w Ameryce i aktualnie poszukujemy miejsca do zakotwiczenia i lekkiego zapuszczenia korzeni. Przemierzamy wybrzeze stanu Kalifornia, rozgladamy sie, porownujemy. Napotkalismy za to pewien problem i niektorym z Was sie to pewnie nie spodoba. Mianowicie w USA nie spotkalismy jeszcze ani jednej kafejki internetowej, a co za tym idzie kontynuacja tego bloga, nie wspominajac juz o nadrobieniu zaleglosci moze napotkac pewne trudnosci. Zapytacie pewnie, jak zatem dobraliscie sie do internetu, otoz dobralismy sie do komputera w miejscowej bilbliotece w Monterey. I dobralismy sie tylko na godzine:)

Powszechny jest tu dostep do WiFi w kazdej prawie kawiarni, czy restauracji, ale jak sie mozna domyslac nie posiadamy odpowiedniego sprzetu czyt. laptopa. Na razie wiec, musicie uzbroic sie w jeszcze wieksza cierpliwosc. Nic na to nie poradzimy. "Najbardziej" cywilizowany kraj na swiecie, jest daleko za Trzecim Swiatem jesli chodzi o dostepnosc internetu dla turystow. Proza zycia.

Dopoki wiec nie nabedziemy wlasnego laptopa lub nie zlokalizujemy jakiegos bardziej dogodnego dostepu do sieci, z nowymi wiadomosciami moze byc cienko. Mozemy rowniez przeprowadzic zbiorke wsrod czytelnikow :) Po 5 USD od czytelnika i moze na laptopa uzbieramy :)))

Nie zapominajcie o nas i odzywajcie sie. Zagladajcie rowniez regularnie po najswiezsze wiadomosci:).

Pozdrawiamy ze slonecznego stanu Kalifornia.

sobota, 19 kwietnia 2008

Przepraszamy za usterki

Szanowni Przyjaciele! Witajcie :)
Jak pewnie ktos zauwazyl, na blogu sa lekkie opoznienia. Tylko winni sie tlumacza, ale mimo to uwazam, ze pare slow wyjasnienia jest na miejscu. Opoznienia te nie wynikaja, Boze bron!, z naszego, czy tez mojego lenistwa. Lenistwo odpowiada jedynie za braki tekstow o Tajlandii, ale za to juz sie kajalem. Chcac zachowac chronologiczna ciaglosc, tekst o Singapurze zostal wstrzymany, mimo ze jest gotowy. Czeka na uzupelnienia o Tajlandii. Myslalem, ze w Australii uda sie wszystko wyprostowac. Przesiedzielismy prawie tydzien w Sydney, gdzie mielismy darmowy internet praktycznie tylko w godzinach rannych (w czasie pracy recepcji), a ze wiekszosc czasu zwiedzalismy, nie bylo jak napisac. Nie chodzilismy do platnych kafejek, bo Sydney najtanszym miastem nie jest, a po Azji wszystkie ceny wydawaly sie jak skrojone dla Donalda Trumpa. Z Sydney pojechalismy do Melbourne, gdzie zostalismy przyjeci przez Eweliny rodzine iscie po krolewsku!! Po stokroc dziekujemy i jeszcze dziekowac bedziemy. Myslalem, ze tam uda sie nadrobic zaleglosci, ale provider internetu jak na zlosc nie pozwalal uruchomic ani gmaila ani strony z blogiem. Poza tym, kilka dni spedzilismy poza miastem, prawie w buszu, zajmujac sie glownie wypatrywaniem koali i kangurow. Takze w Australii nie udalo sie nadrobic zaleglosci, a co wiecej powstaly nowe, bo Australia to pieeekne miejsce i jest o czym pisac. Teraz dotarlismy juz na zupelny koniec swiata, bo wczoraj wyladowalismy na Fiji. Czekamy wlasnie na lodz, ktora zabierze nas na jedna z wysp - Mana Island. I zanosi sie, ze ntam rowniez nic nie opublikujemy, bo prad wlaczaja na pare godzin dziennie i dostepu do internetu podobno nie ma. Istny "Cast Away", ktory to film krecili na jednej z wysp nieopodal. Tom Hanks wiedzial, gdzie sie zapodziac:) Pozostaje mi wiec jedynie spisywac wszystko staromodnie na papier, aby pozniej przeksztalcic to na postac elektronizna, na ktora czekacie. Mam taka przynajmniej nadzieje. I mam nadzieje, ze w slonecznym stanie Kalifornia to juz jakis internet znajdziemy.

Pozdrawiamy wszystkich goraco, jeszcze raz bijac sie w piersi!!

sobota, 5 kwietnia 2008

One Night in Bangkok

Bangkok, Bangkok, Bangkok - miasto owiane wieloma legendami, historiami i mitami. Rozrywkowa stolica Azji, miasto zyjace dzien i noc, Non stop. Tajlandia reprezentantkom plci pieknej kojarzy sie z ... skad mam wiedziec, z czym sie kojarzy:) Reprezentantom rodzaju meskiego, Tajlandia wczesniej, czy pozniej zawsze skojarzy sie z masazem. I w wiekszosci przypadkow, ten tajski masaz, z ta prawdziwa tajska sztuka nie bedzie mial wiele wspolnego:) Bangkok to stolica zycia nocnego i tego wszystkiego, z czym sie mezczyznom kojarzy Tajlandia. Takie panuje ogolnie przeswiadczenie, podparte tekstami piosenek, filmami i ksiazkami. Bo w Bangkoku wszystko jest mozliwe. Ale czy tak jest naprawde? I tak i nie:) Doglebnie nie weryfikowalismy tej strony miasta, wiec nie sposob odpowiedziec, ale na powierzchni wydaje sie, ze nic sie nie zmienilo. :) O tym jednak za chwile.

Tak mi sie jeszcze przypomnialo, jak wiele dziwactw obserwujemy po drodze. Jednym z zaobserwowanych osobnikow byl nasz wspolpasazer w autobusie z granicy kambodzanskiej do Bangkoku. Bite trzy godziny nie zajmowal sie niczym tylko metodycznie skubal sobie wszystkie wloski z brody i ogolnie twarzy. Czlowiek normalnie "golil" sie penseta, bez lustra, w autobusie. Taka ciekawostka. Wiadomo, ze Azjaci nie zostali przez nature obdazeni bardzo bujnmym owlosieniem, ale zeby skubac sie penseta to juz lekka przesada:) I to jeszcze w autobusie. To byla taka obserwacyjna dygresja.

Wracajac do meritum. W Bangkoku, podczas calego naszego pobytu (przypominam, ze bylismy tu ogolnie trzy razy) zwiedzilismy trzy rozne hotele. Od norki bez klimatyzacji, okna i toalety na kilka godzin (zeby sie przespac po nocnej podrozy autobusem, przed wylotem do Singapuru) po elegancki hotelik z basenem na dachu. Ten basen to blogoslawiensto w klimacie jaki tam panuje. A juz spedzenie w nim wielkanocnego poranka bylo wrecz idealne. Ciakawostka bylo, ze w tych hotelikach - oprocz tego z basenem - w pokojach nie bylo gniazdek elektrycznych. Zeby wysuszyc wlosy suszarka - co poniektorzy tego potrzebuja - trzeba sie bylo wyprowadzic na korytarz. To tez taka lokalna specjalnosc te gniazdka elektryczne. Wszystkie te hoteliki byly w niedalekiej odleglosci od Khao San Road, czyli najslawniejszej, wsrod backpackersow, ulicy w miescie. Tutaj skupia sie cala "podrozujaca" spolecznosc, ta spokojna i ta mocno rozrywkowa. Zreszta ta ulica jest wielce, ale to wielce rozrywkowa. Tanie uliczne jedzenie, uliczne budki z drinkami i niekonczacy sie stragan z podrobkami. Ba, bez problemu mozna sobie tu wyrobic nawet legitymacje dziennikarska, prawo jazdy stanu Kalifornia, czy karte potwierdzajaca status studenta. Na Khao San Road mozna kupic wszystko, zrobic sobie masaz, uszyc garnitur, czy wytatuowac "Kocham Bangkok i krola Bumibola" na plecach. Nic nie jest tu wystarczajaco dziwne. Na tej ulicy spotkalismy sie tez z namiastka tej "slawnej" strony miasta. Pelno tu bowiem roznego rodzaju naganiaczy, ktorzy przeswiadczeni, ze tego wlasnie musi szukac mlody mezczyzna, prosto z mostu proponuja troche bardziej egzotyczny "masaz" z jeszcze bardziej bezposrednim zakonczeniem. A jesli akurat idziemy w parze, zaproponuja peep show, live show, czy tez cos o intrygujaco brzmiacej nazwie ping-pong. Moze i chodzilo tu o pokaz gry w tenisa stolowego, ale szczerze mowiac watpie. Z tych obserwacji mozemy wywnioskowac, ze "stary" Bangkok caly czas ma sie dobrze i amatorzy zycia nocnego, sexturysci i wszelkiego rodzaju inne osobniki moga smialo tu przyjezdzac. Kazdy znajdzie cos dla siebie.



Wspominajac sexturystyke, trzeba przyznac, ze widok par, ze tak powiem mieszanych, jest w Bangkoku duzo bardziej powszedni, niz gdziekolwiek indziej w Azji. Jest to wrecz na porzadku dziennym. Co wiecej, niektore hotele maja nawet przy wejsciu wielkie napisy "Tajom wstep wzbroniony", "Prosimy nie przyprowadzac prostytutek". Nic dodac nic ujac.

Ale przechadzajac sie po tym miescie, najbardziej rzuca sie w oczy wszechobecnosc krola Bumibola - to jego prawdziwe imie:) Jego podobizna, w roznych wariantach, zdobi prawie kazda ulice w miescie. Jest Bumibol w oficjalnym stroju monarchy, jest Bumibol spotykajacy sie z ludzmi, jest tez Bumibol spocony (doslownie leje sie z niego), ale najwiecej jest Bumibola z aparatem fotograficznym, z ktorym podobno prawie sie nie rozstaje. Krol Tajlandii to fanatyk fotografii, o dziwo uzywa Canona, mimo, ze swoja fabryke w tym kraju ma Nikon. A moze wszyscy producenci tu maja fabryki, tego nie wiem:) Ale portrety Jego Wysokosci sa naprawde wszedzie i rozmiarami siegaja od malych plakatow na ulicy po olbrzymie, gigantyczne porrety rozmieszczone na wiezowcach i zaslaniajace polowe jego elewacji. Niesamowite. Co wiecej monarcha zdaje sie byc tutaj naprawde lubiony. Najbardziuej chyba popularnym ubiorem poddanych jest koszulka polo z godlem monarchii na piersi, a na plecach z napisem "Niech zyje krol". Ba dostepne i noszone sa takze gumowe bransoletki na reke z tym samym napisem. To robi wrazenie. W Wielkije Brytanii czegos takiego nie ma.



Ogolnie Bangkok to polaczenie historii, terazniejszosci i moze troche przyszlosci.
Historia to ogromna ilosc swiatyn rozsianych po calym miescie. Od malutkich, osaczonych przez olbrzymie wiezowce, po olbrzymie kompleksy swiatynne jak na terenie Palacu Krolewskiego (w tym Wat Phra Keo z posagiem szmaragdowego Buddy), Wat Pho z wielkim posagiem lezacego Buddy, czy Wat Arun - symbol Bangkoku, wybity takze na 10-bathowej monecie. Tereny Palacu sa chyba glowna atrakcja miasta, jesli chodzi o doznania kulturalne. Kompleksy swiatynne, kapiace zlotem i drogocennymi kamieniami zapieraja dech w piersiach. Zloto, srebro, na przemian z diamentami, szmaragdami i innymi skarbami otaczaja nas ze wszystkich stron. Budowle o akrobatycznych, charakterystycznych dla tajskich budowli sakralnych ksztaltach sa piekne. Nic dodac nic ujac.











Oswiecony Budda w Wat Pho, nieopodal terenow krolewskich to takze symbol miasta. Jego olbrzymia sylwetka, pokryta zlota farba (a moze i czystym zlotem, tego nie wykluczam), stopy zdobione masa perlowa sprawiaja, ze czlowiek czuje sie maly.



Wat Arun to z kolei kompleks swiatytnny z charakterystycznymi wiezami, caly pokryty porcelanowymi plytkami. Wdrapalismy sie po stromych schodach na sama gore, skad mozna bylo podziwiac piekna panorame miasta i oczywiscie mistrzostwo architektoniczne samej budowli.





Terazniejszosc i przyszlosc to Bangkok jako nowoczesna, dynamiczna i ciagle rozrastajaca sie stolica. To niezliczone drapacze chmur, widoczne prawie z kazdego miejsca miasta. To olbrzymie centra handlowe, gdzie bardzo latwo jest wydac fortune, chociaz sa i takie ktore przypominaja bazar, tylko w kilkupietrowym, klimatyzowanym budynku. To nowoczesne rozwiazania komunikacyjne jak Sky Train, pozwalajacy uniknac ciaglych korkow. To w koncu wiele, wiele innych rzeczy, ktore skladaja sie na dzisiejszy obraz miasta.

Bangkok zmienia sie kazdego dnia. Tajlandia zmienia sie kazdego dnia. Warto wiec bedzie przyjechac tu za jakis czas na kontrole, na "One Night in Bangkok". Chociaz jedna noc to zdecydowanie za malo na to miejsce.

piątek, 4 kwietnia 2008

Wracamy do pracy, czyli co sie z nami ostatnio dzialo

Po dluzszym milczeniu wracamy do pracy. No nie do pracy - pracy, tylko do pisania bloga:) Nie bedziemy sie metnie tlumaczyc. Dziwna sprawa, ze o Tajlandii bede pisac juz po opuszczeniu tego kraju, ale tak wlasnie przedstawia sie sytuacja. Po prostu nie zlozylo sie, nie udalo, nie chcialo sie. Ale nadrabiamy, nadrabiamy i bazujac na notatkach szczegolowo poinformujemy co sie dzialo ostatnimi czasy.

Jak juz wczesniej, dawno temu pisalismy, z Siem Reap w Kambodzy, po przygodowej podrozy "kambodzanska autostrada" dotarlismy do Bangkoku. Tutaj spedzilismy na poczatku trzy dni, rozkoszujac sie dostepnoscia wszystkiego, co tylko chcialoby sie kupic, nowoczesnoscia i bardzo wyluzowana atmosfera. Po tych trzech dniach, zakupilismy bilety na nocny pociag i ruszylismy na polnoc do Chiang Mai. Tam spedzilismy kolejne pare dni, odwiedzajac slonie, wioski mniejszosci narodowych i ... targi. Nastepnie wrocilismy, tym razem autobusem typu VIP (tajskie koleje postanowily pozmieniac materace w lezankach i fotelach i pozbyc sie przykrych robaczkow, pociagi wiec odwolano), do Bangkoku. Przesiedzielismy tu kolejne pare dni, poznajac miasto, zwiedzajac zabytki, plywajac w basenie itd. Nastepnie, umeczeni wilgotnoscia i upalem panujacym w stolicy wsiedlismy do kolejnego nocnego autobusu typu VIP i pojechalismy na poludnie, do Krabi. Z Krabi przemiescilismy sie szybciutko na wyspe Ko Lanta, gdzie przesiedzielismy tydzien nie robiac doslownie nic oprocz dogadzania sobie, opalania sie, plywania i snorkellingu. Odpoczynek sie nalezal. Jedyne nasze zwiedzanie ograniczylo sie do pobliskich plaz i innych rajskich wysp jak Ko Phi Phi, czy mniej oblegana Ko Hai. Zaliczylismy nawet plywanie na plazy Ao Maya, gdzie krecili film "The Beach" z Leo Di Caprio - to wlasnie TA tytulowa plaza. Normalnie wyglada jak na filmie. mhhh.

Ten "bezczynny" tydzien zlecial nam szybciutko i musielismy wrocic do Bangkogu, aby wsiasc na poklad lotu SQ631 do Sigapuru, skad wlasnie pisze te slowa. Za dwa dni wsiadziemy na poklad najwiekszego i najnowszego samolotu na swiecie Airbusa A380, ktorym polecimy do Sydney, oficjalnie konczac rozdzial podrozy pod tytulem Azja.

Tajlandia to swietny kraj. Przyjazni ludzie, latwosc przemieszczania sie, mnogosc miejsc do spania w kazdym przedziale cenowym i jeszcze wiecej miejsc do odwiedzenia. Bardzo nam sie tu podobalo i na pewno jeszcze tu wrocimy - ehh tyle jeszcze wysp zostalo do poznania:) A juz wkrotce napisze co dokladnie mam na mysli, ze tu tak fajnie. Kolejny odcinek niedlugo. Obiecuje:)))