czwartek, 21 lutego 2008

Good Morning Viet Nam!! - Hanoi

Stalo sie. Po miesiacu na subkontynencie indyjskim zawitalismy do na wskros azjatyckiej czesci naszego globu - Wietnamu. Kilka dni temu samolot Singapore Airlines wyladowal na lotnisku w Hanoi, a Karkoszki razem z nim, zaczynajac swa skosnooka przygode.

Na poczatek moze pare slow o oczekiwaniach, o tym czego sie spodziewalismy. Jak wiadomo Wietnam to jedna z niewielu ostalych sie na swiecie oaz komunizmu. Najbardziej zamordystyczna Kuba, po rezygnacji Fidela, dlugo juz pewnie nie pociagnie.

Spodziewalismy sie wiec wszystkiego, co sie Polakom kojarzy z realnym socjalizmem - szarych socrealistycznych budynkow, pustych sklepow, trudnosci ze wszystkim, powszechnych sierpow i mlotow, Leninow i Marksow innej masci itd, itp. Przywitalo nas jednak miasto relatywnie nowoczesne, ze sklepami pelnymi najprzerozniejszych towarow od zupek Vifon po herbatke Figura 2 Herbapolu, z dobrymi samochodami na ulicach i ogolnie wszystkim, tylko nie z tym czego sie spodziewalismy. No dobra, gwoli scislosci pelno tu czerwonych flag Wietnamskich z gwiada w srodku, portretow Ho Chi Minha i flag z sierpem i mlotem, ale na tym konczy sie powierzchowny komunizm. Uwolniona gospodarka robi swoje. Kazdy handluje czym moze, czy to wystawiajac mikroskopijne stoliczki na ulice i serwujac zupe i piwo, czy tez sprzedajac owoce lub inne dowolnie wybrane produkty. Nie widac tu biedy, zebrakow, ani ludzi spiacych na ulicach. Wietnamczycy to narod pracowity, a handlujacy socjalizm, ktory zastapil ten realny sprawia, ze kraj szybko idzie do przodu. Zapewne system dobrze sobie radzi pod ta powierzchnia, ale na pierwszy rzut oka, Wietnam i Hanoi przypomina kolejnego, szybko rozwijajacego sie azjatyckiego tygrysa. W porownaniu do Indii, to juz naprawde kolos.

Hanoi, stolica do ktorej Amerykanie nigdy nie dotarli i teraz musza wybierac sie tu na wycieczki:) Mieszkamy w sercu starego miasta. Waskie uliczki kipia zyciem i handlem. Kazda z nich wzorem sredniowiecznych przykladow specjalizuje sie w czym innym. Na jednej handluje sie slodyczami, na innej ulokowali sie kowale i rzemieslnicy dlubiacy w metalu, a tuz za rogiem az roi sie od sprzedawcow bambusow. Pomiedzy nimi wyrastaja mikro bary i jadlodalnie. Zeby jakos to zobrazowac, prosze wyobrazic sobie kilka malutkich, dzieciecych wrecz plastikowych taborecikow, podobnej wielkosci stolik i wlasciciela z koszem pelnym butelek piwa, czy tez ogromnym garem pelnym zupy pho. Ten oto przedsiebiorca, obowiazkowo z klasycznym stozkowym nakryciem glowy (tak klasycznie tu popularnym, ze az stereotypowym), przenosi caly ten kram po miescie, rozmieszczony na szalach po obu stronach draga (cos na ksztalt wagi). Znajdujac sobie odpowiedni skrawek chodnika, rozstawia swoja jadlodalnie i czeka na klientow. A klientow nie brakuje, bo z obserwacji wynika, ze Wietnamczycy uwielbiaja przekaski i zakaski, nie gardzac rowniez butelka piwa. Ulice pelne sa wiec takich kramikow, praktycznie co kilka krokow widzi sie przycupnietych na tych malutkich zydelkach osobnikow zajadajacych zupy, czy inne frykasy. A przechodzien musi lazic ulica, bo chodniki zastawione sa tymi restauracjami i setkami skuterow, ktore jak nie zapelniaja ulic, to blokuja wlasnie chodniki.
Bo ulice Hanoi pelne sa skuterow. Podobno na cztery miliony mieszkancow przypada dwa miliony tych pojazdow. Dwukolowki to podstawowy srodek transportu. Powszechnym procederem jest udostepnianie innym, za stosowna oplata, wolnego miejsca z tylu kierowcy i w ten sposob, majac jedynie skuterek, mozna stac sie taksowkarzem. Sztuka manewrowania miedzy pojazdami podczas przechodzenia z jednej strony jezdni na druga jest zapewne nielatwa dla pierwszego lepszego turysty i moze przyprawic o bol glowy, ale dla nas po indyjskiej szkole przetrwania, ruch drogowy w Hanoi to ostoja spokoju. Wystarczy przechodzic powoli, a motocykle i samochody same Cie omina.





Niezapomnianym elementem krajobrazu sa domy. Charakterystyczna ich cecha jest to, ze sa cieniutkie, ale wysokie i dlugie. Wyobrazcie sobie budynki szerokie na trzy metry, wysokie na piec pieter i dlugie na kilkadziesiat metrow w glab. Czesto od strony ulicy znajduje sie jakis zaklad, sklep, czy inne przedsiebiorstwo, a dalej w glebi sa pomieszczenia rodzinne. Tak wlasnie wygladaja zabudowania stolicy Wietnamu, a takze okolic. Surrealistycznie wygladaja te cieniuskie klocuszki stojace na wolnym polu, gdzie wydawaloby sie moznaby sie pokusic o zbudowanie domu w naszym rozumieniu tego slowa.



W Hanoi, jak przystalo na prawie tysiacletnia stolice panstwa jest tez duzo zabudowan sprzed wiekow, jak wspaniala Swiatynia Literatury poswiecona Konfucjuszowi. Zostala ona oszczedzona przez francuskich kolonizatorow, czego niestety nie uniknely inne stare pagody. Jak przystalo na stolice Panstwa socjalistycznego nie brakuje tu tez zabudowan zwiazanych z samym systemem, z mauzoleum Wujka Ho na czele. Szara bryla gmachu nijak ma sie do orientalizmu, a architekci postarali sie zeby zaden inny bydynek nie zaklocal krajobrazu projektujac przed mauzoleum ogromny plac. W srodku znajduja sie zabalsamowane zwloki Ho Chi Minha, ktoremu "hold" oddaja codziennie tysiace Wietnamczykow i turystow. Wujaszka zlozono tam pod sierpem i mlotem, wbrew jego ostatniemu zyczeniu. Partia stwierdzila, ze nie ma co wodza kremowac i rozsypywac jego prochow w roznych miejscach kraju i lepiej bedzie przy pomocy braci z ZSRR zakonserwowac Ho dla przyszlych pokolen. Amerykanie moga sie dzisiaj z bliska przyjrzec temu, kto dal im lupnia.



Oprocz tego wszystkiego i wielu innych rzeczy, ciekawym miejscem godnym odwiedzenia jest muzeum etnograficzne, a szczegolnie zbudowane przez mieszkancow odleglych miejsc kraju, ludowe, plemienne domy i grobowce. Tereny te szczegolnie upodobaly sobie mlode pary wybierajac sie tam na sesje fotograficzne. Przyznac trzeba, ze pomysl jest ciekawy.



Ogolnie rzecz biorac, Wietnam bardzo pozytywnie nas zaskoczyl. Jest tu czysciej, przystepniej i nowoczesniej niz w Indiach. Nie ma sladu tego calego brudu, a ruch drogowy jest tu duzo bardziej przewidywalny. Pyszne jedzenie dostepne jest na kazdym kroku, doslownie i w przenosni. To wszystko i wiele, wiele innych rzeczy sprawia, ze cieszymy sie na dalsza czesc tej azjatyckiej przygody.

P.S
Przepraszamy za zwloke w publikacji, ale Wielki Brat mimo swojej powierzchownej lagodnosci, chyba jakos jednak wplywa na tutejsze lacza internetowe. Mamy problemy z dostepem do naszego bloga, tzn. nie mozemy go sobie wyswietlic. Skoro jednak to czytacie to znaczy, ze dajemy rade i Polak potrafi:)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To ci dopiero niespodzianka.
Wydawalo mi sie, ze zaczniecie od Sajgonu?

A tu okazuje sie - tesknoty za komuna?

Pewnie Wiecie, badz nie?
Minelo 100 dni Donaldowi Tuskowi (nie mylic Tusku).
Niby juz dawno po wyborach, a pisiaki rozpoczely swoja kampanie - przeciwko odwiecznemu wrogowi - od pisania bajek. Troche, jakby wiedzieli, ze bajki przyblizaja ludzi. To moge stwierdzic po czytaniu Waszego bloga. Wy, autentycznie jestescie za tymi przyslowiowymi siedmioma gorami i snujecie nam opowiesci o wielkim, wspanialym swiecie, w ktory wierzymy.

Natomiast, nasi tutejsi ziomale tworza bajki nie z tej ziemii. Tusk to babcia o wielkich oczach w skorze wilka. Jedni sie smieja inni udaja, ze odniesli sukces propagandowy. Na dobitke tych bajek dolaczyl sie sukces holylodzki - ten z Los Angeles w filmie animowanym, wiec bajkowym (mamy Oskara). Jestesmy w tym dobrzy.

Trwamy w tym swiecie bajkowym w marzeniach i na jawie. Jak dobrze, ze macie te radosc byc w tym realnym.

Nic nie piszecie, za kogo Was maja w tych orientalnych krajach? Co jecie? Czy poza ulica, parzt supermarket typu bazar z Polnej jest inny handel?
Czy po prostu w Waszym bagazu macie stos suszonych potraw w torebkach i sami je sobie serwujecie w zaleznosci od przebywania w danym regionie swiata?

Domyslam sie, ze juz tesknicie za schabowym?

Pozdrawiam
MK